Jedna osoba, jedna noga, 4 operacje, w tym 2 poprawkowe oraz pośladek z oparzeniami III stopnia i blizna do końca życia. To efekt niefortunnego upadku z roweru.
![]() |
Autentyczne zdjęcie, przesłane przez poparzoną pacjentkę |
Po ostatniej naszej publikacji artykułu pt. "Lidia Walkowiak zmarła, bo nie otrzymała pomocy" otrzymaliśmy sporo maili odnośnie Waszych problemów z lekarzami i szpitalami. W komentarzach pod artykułem twierdzicie, że wągrowiecki szpital jest zły, że jeżeli się leczyć to tylko w Poznaniu.
Prezentujemy zdarzenie, które miało miejsce właśnie w Poznaniu w szpitalu przy ulicy Lutyckiej.
Grudzień 2012. Niefortunny upadek z roweru, czego efektem jest paskudne, wieloodłamowe złamanie nogi. Szpital przy ulicy Lutyckiej, długa i skomplikowana operacja.
Gdy pacjentka leży już na oddziale, znieczulenie pooperacyjne przestaje działać, pojawia się potworny ból, ale nie z nogi tylko z pośladka. Okazało się, że jest to poparzenie pooperacyjne III stopnia o średnicy 15-20 cm.
Sytuacja dość patowa, bo jak tu teraz się ułożyć, jak usiąść? A ból? Ciężko opisać. No, ale jesteśmy w szpitalu prawda? Gdzie jak nie tam można uzyskać pomoc? Jednak nie do końca.
Obsługa każe pośladek wietrzyć i ogólnie mało się przejmuje, bo tak się przecież często zdarza. Pani anestezjolog nie przyznaje się do popełnienia błędu, bo jej się takie rzeczy przecież nie przytrafiają – może pacjent był sobie sam winny?
Ale wróćmy do nogi, bo przecież z tym pacjentka przyjechała do szpitala. Okazało się, iż noga niby poskładana, ale odchylona o około 10 stopni od normy, więc będzie konieczna kolejna operacja i kolejny stres – może i drugi pośladek przypalą do kompletu?
A teraz leczenie - klinika oparzeń, komora hiperbaryczna codziennie przez pół roku, specjalistyczne plastry, ból itp. Po 10 miesiącach od operacji paskudna czerwona blizna o średnicy ponad 10 cm. Na zawsze. A koszty, cierpienie, strach przed szpitalem... bezcenne.
9 września 2013, godzina 22.00 - operacja wyjęcia szyn i śrub, czyli operacja nr 3. Przed operacją wykonuje się zdjęcie RTG, żeby wiedzieć, ile żelastwa jest w nodze. Niestety, nie wymagajmy od lekarzy zbyt wiele, bo liczenie to nie jest ich mocna strona.
Dzień po operacji, kolejne zdjęcie RTG i okazuje się, że jedna śruba została, więc kolejna 4 operacja.
Stan psychiczny pacjentki, chyba nie trzeba go opisywać, bezsilność, strach, ból. Co gorsza, ani słowa przepraszam, zero empatii, współczucia, wsparcia, pocieszenia, lekarz nawet nie pofatygował się do pacjentki i to pacjentce zostawiono wybór czy śrubę wyciągać czy zostawić. Pytanie kto tutaj kończył medycynę?
Jedna osoba, jedna noga, 4 operacje, w tym 2 poprawkowe oraz pośladek z oparzeniami III stopnia i blizna do końca życia.