Był szary pochmurny poranek tej soboty. Za oknami lał niemiłosiernie deszcz. Pogoda wcale nie skłaniała do rychłego wstawania, ani też do wyjścia na dwór. Pomyślałem… cóż jak każdej soboty jakiś delegat rodziny musi udać się na zakupy.
Jeszcze nie do końca wybudzając się z nocnego letargu, wyszedłem z domu niczego się nie spodziewając, ani też nic nie podejrzewając. W pewnym momencie dotarło do mnie, że dziś jest ten dzień, w którym nasze skromne progi odwiedzi sam Prezydent. Jest to także ten dzień, w którym z powodu wymienionego powyżej nie spotkam w okolicznej „biedzie” naszego włodarza robiącego zakupy. No i stwierdziłem pogoda jak pogoda, jest odzwierciedleniem całego tego zamieszania. Wsiadłem w samochód no i ruszyłem naprzeciw naszym „dorodnym” supermarketom.
Minęła niespełna godzina mojej nieobecności w domu, jak moją koncentrację przerwał donośny telefon. Popatrzyłem na wyświetlacz… no tak dzwoni żona żeby oznajmić mi, czego jeszcze nie zapisała mi na liście cotygodniowych zakupów. Odebrałem, więc telefon i cierpliwie słucham:
- Słuchaj jakiś dwóch podejrzanych typów dobija się do nas do domu.
- I co? - zapytałem
- Otwierać im czy nie?
- Otwórz - odpowiedziałem
- …ale przecież jestem jeszcze nieubrana - To stwierdzenie wzbudziło mój podwójny niepokój.
- … no wiesz jestem jaszcze w piżamie” – No to nie otwieraj zakończyłem rozmowę.
Robiąc dalsze zakupy zastanawiałem się, komu z domokrążców w ten deszczowy poranek chce się nawiedzać ludzi.
Nie minęła dłuższa chwila. Mój telefon zadzwonił po raz kolejny: „Michu dzwoniła policja, pytała gdzie jesteś, o której wrócisz, czy jesteś w mieście czy poza miastem etc. etc.” Pomyślałem, o co im do piernika chodzi; czym prędzej starając się zrobić zakupy i wrócić do domu. Będąc w domu wziąłem telefon Żony i oddzwaniam na wyświetlony z ostatniej rozmowy numer. Przedstawił się bardzo uprzejmy Pan tłumacząc, że jest z Policji i chciałby zamienić ze mną kilka słów, ale ta rozmowa nie jest na telefon, więc lepiej było by się spotkać. Dobrze pomyślałem i zaprosiłem Pana na spotkanie w moim domu.
Panowie przyjechali punktualnie. Byli bardzo mili i nie wyglądali na „ podejrzanych typów”. Zadawali tylko zastanawiające pytania. Mianowicie:
- czy nie lubię Prezydenta?
- czy zachęcam społeczność do manifestacji?
- czy przynależę do jakiejś organizacji?
- czy w Internecie wypisywałem niepochlebne zdania na temat naszego Prezydenta?
Oświadczam, więc:
- Prezydent jak Prezydent nie muszę się z nim zgadzać, ale będę go szanował za to, że jest człowiekiem, oraz za to, że został podobno demokratycznie wybrany.
- Każdy porządny obywatel wie, że manifestacja musi być zalegalizowana przez włodarza danego terenu. Nie sądzę, żeby nasz „władca” wydał zgodę na manifestację, która by „obnażała niedostatki tej ziemi”.
- Nie przynależę do żadnej organizacji niezalegalizowanej, ani też legalnej ( partia polityczna to w końcu też organizacja).
- Stwierdzenie, które ukazało się w Internecie; i którego rzekomo jestem autorem odnosi się w moim mniemaniu do tak zwanego z ekonomii kosztu alternatywnego: „chcemy więcej miejsc pracy….”; czyli na pierwszym miejscu stawiamy miejsca pracy, a potem „igrzyska dla ludu”, czyli odwiedziny.
A teraz całkiem poważnie:
Jestem ciekaw, komu do głowy przychodzą takie pomysły. Przypomina mi to trochę poprzednią epokę, w której ZOMO wpadało do domów, tzw. „niepokornych towarzyszy”. Myślałem, że, tamte czasy mamy już za sobą. Jak się okazuje niekoniecznie? Różnią się one tylko opakowaniem, czyli nazwami rządzącej organizacji.
Jesteśmy powiatem o największym bezrobociu w województwie wielkopolskim oraz jednym z większych w Polsce. Bez pracy pozostaje ponad 20 procent społeczeństwa. Przeliczając to na głosy wyborcze to, co czwarta osoba pozostaje bez pracy. Nic, więc dziwnego, że frustracja społeczna jest coraz większa. Społeczeństwo nie jest zainteresowane paradami i pokazówką.
W Wągrowcu Piramida Masłowa jest odwrócona do góry nogami. Najpierw stawia się dobra luksusowe (Aquapark), nie myśląc o dobrach niższego rzędu takich jak choćby potrzeba pracy. Obrazując: piramida bez fundamentów nie będzie stała; będzie po prostu kupą gruzu.
W naszym regionie tak duży odsetek osób popełnia samobójstwa; nie mogąc zaspokoić potrzeb najniższego szczebla. Nie pomogą tutaj żadne listy do redaktorów gazet ganiące ich za to, że opisują okrutną prawdę.
Oddając do użytku zrewitalizowane obszary kolejowe dokładnie na miesiąc przed wyborami rzucimy tylko kiełbasę wyborczą społeczeństwu pod nogi. To w żaden sposób nie uzdrowi naszej sytuacji.
Panowie rządzący my, jako społeczeństwo domagamy się zupełnie, czego innego. I trzeba wreszcie zrozumieć, że władza powstała dla ludu, a nie lud dla władzy.
Adam Kiełbasiewicz