Podstępem zwabili ją do samochodu, a potem wywieźli do lasu. Tam Rafał P. (27 l.), Karol K. (21 l.) i Mariusz B. (21 l.) jeden po drugim brutalnie zgwałcili Ewelinę. Teraz twierdzą, że wydawało im się, iż... ona chce seksu.
Drobna i bezbronna Ewelina J. (26 l.) spod Wągrowca (woj. wielkopolskie) najpierw krzyczała wniebogłosy i błagała o litość, a w końcu poddała się swoim oprawcom, bo bała się, że ją zakatują.
Zgwałcona dziewczyna o wszystkim opowiedziała śledczym, ale Prokuratura Rejonowa w Wągrowcu wypuściła oprawców kobiety. - Teraz boję się, że się zemszczą, boję się o swoje życie - mówi Ewelina, kryjąc w dłoniach zapłakane oczy. Ewelina J. na co dzień od świtu do nocy pracuje w markecie, potem zajmuje się swoją ukochaną córeczką i pomaga matce w opiece nad niepełnosprawnym bratem. Dlatego tak marzyła o wolnym wieczorze spędzonym w pubie w Wągrowcu. Niestety, wspomnienie o nim wraca do niej jak najgorszy horror.
Zabawa dobiegała już końca, gdy przed oczami mignął jej stary znajomy. Gdy wyszła z pubu, nagle zadzwoniła jej komórka. To był właśnie dawny znajomy. Zaproponował, że odwiezie ją do domu. - Zgodziłam się, w końcu się znaliśmy, nie myślałam, że zrobi mi krzywdę - łka Ewelina J. Rafał P. (27 l.) przyjechał po Ewelinę na dworzec. Razem z nim było dwóch mężczyzn, najlepsi kumple: Karol K. (21 l.) i Mariusz B. (21 l.). Uśmiechnięci i rozbawieni zaprosili Ewelinę do środka na tylne siedzenie opla corsy.
Mężczyźni zamiast odwieźć Ewelinę do jej domu pod Wągrowcem, skręcili do lasu. Zaczęli kluczyć leśnymi duktami. W końcu stanęli. Rozłożyli siedzenia. Jeden po drugim zaczęli gwałcić Ewelinę. Dysząc i sapiąc, wyładowywali na niej swoją chorą chuć. Gdy jeden robił swoje, pozostali z dziką żądzą w oczach przyglądali się. - Byłam bezbronna, nie wiedziałam co robić, błagałam ich o litość, krzyczałam! Ale gdy to robiłam, oni puszczali jeszcze głośniej muzykę - wspomina te tragiczne chwile kobieta. - Bałam się, że mnie skatują. Więc w końcu wolałam to przecierpieć, niż zginąć - wyznaje łamiącym głosem Ewelina.
Po wszystkim mężczyźni jak gdyby nigdy nic odwieźli swoją ofiarę do domu. - Dzień później zgłosiłam się na prokuraturę - relacjonuje ofiara. I tu zaczął się kolejny koszmar zgwałconej. - Prokurator chyba uwierzył moim oprawcom, a nie mnie - żali się kobieta. Bo choć postawiono mężczyznom zarzut zbiorowego gwałtu, to podejrzani nie trafili za kratki. Od razu wyszli na wolność, nawet nie zastosowano wobec nich policyjnego dozoru. - Ich zdaniem ja sama tego chciałam, ale to kłamstwo, oni mnie wykorzystali - zapewnia Ewelina i żałuje teraz, że nie dała się skatować. - Gdybym wylądowała w szpitalu, może prokurator by mi uwierzył - łka Ewelina.
- Trzem mężczyznom przedstawiono zarzuty zbiorowego gwałtu (artykuł 197, paragraf 4 kk), ale opierając się na zeznaniach pokrzywdzonej, wyjaśnieniach podejrzanych i na zebranych dowodach, prokurator prowadzący uznał, że brak jest podstaw do stosowania środków zapobiegawczych - tłumaczy prokurator Tomasz Ziewiec.
Źródło: Super Express, Autor: Ewa Mroczkowska