Jarosław Berendt rządzi niespełna dwa miesiące, a już odbył swoją pierwszą podróż zagraniczną. Kurtuazyjna wizyta we Francji nic dla miasta nie wniosła, uszczupliła jedynie budżet miejski.
Wizyty zagraniczne burmistrzów stają się normą. Podróżował Stanisław Wilczyński i Krzysztof Poszwa, teraz nadszedł czas na urzędującego burmistrza Jarosława Berendta.
Burmistrz Wągrowca wrócił właśnie z Francji, gdzie uczestniczył w uroczystości podpisania umowy o współpracy pomiędzy Le Plessis-Trévise a grecką Spartą. Zaproszenie do Francji otrzymał od mera Le Plessis-Trévise Didiera Dousseta.
Trudno zrozumieć, dlaczego przy podpisywaniu umowy pomiędzy francuską i grecką gminą konieczna była obecność wągrowieckiego burmistrza. Umowa dotyczy przecież współpracy pomiędzy Le Plessis-Trévise i Spartą, a nie Wągrowcem.
Kurtuazyjne, zagraniczne wizyty
Patrząc z perspektywy czasu, zagraniczne wyjazdy włodarzy nie przynoszą żadnych wymiernych korzyści dla miasta i mieszkańców, to raczej czas relaksu i odpoczynku... za publiczne pieniądze.
Nie krytykujemy samych wyjazdów, bo jak wiadomo, podróże kształcą, ale jeżeli burmistrzowie chcą się zapraszać i gościć, to koszty wynikające z takich spotkań powinni pokrywać z własnych kieszeni. Sami powinni płacić za hotele i transport, podobnie urzędnicy oraz zapraszani na wyjazd goście.
Może wtedy okazałoby się, że umowy partnerskie nie mają żadnego sensu, bo zbyt mocno obciążają prywatne kieszenie.
Mamy cichą nadzieję, że burmistrz Jarosław Berendt podsumuje swój wyjazd i wyciągnie wnioski.