W Stroniu Śląskim po przerwaniu tamy nastał czas chaosu i walki o przetrwanie. Do pomocy ruszyły służby z całego kraju, w tym policja, która działała na pierwszej linii frontu.
O akcji ratunkowej, pracy policjantów i dramatycznych chwilach rozmawiamy z wągrowieckim funkcjonariuszem, który uczestniczył w tych wydarzeniach.
▪️Kiedy dokładnie wyruszyliście do Stronia Śląskiego? Jak wyglądały przygotowania do wyjazdu?
Policjant: Wyjazd nastąpił 18 września, czyli trzy dni po tym, jak tama w Stroniu puściła i region został zalany. Szybko zapadła decyzja na poziomie centralnym, że musimy działać w trybie alarmowym. Komendanci wojewódzcy dostali polecenie, żeby zebrać ekipę policjantów i wysłać ich na miejsce.
▪️Jak dobierano zespół do tej akcji?
Policjant: Decyzje zapadały na poziomie wojewódzkim i powiatowym. Zależnie od tego, jakimi siłami osobowymi dysponowały jednostki, zbierano policjantów z różnych powiatów. W naszym przypadku zebrała się grupa z 10 jednostek, dysponowaliśmy 10 pojazdami terenowymi, bo teren wymagał takiego sprzętu. W pierwszych dniach nasza praca polegała głównie na ewakuacji ludzi z budynków zagrożonych po przejściu wielkiej wody, gdzie fundamenty były wypłukane, a ściany się zawalały.
▪️Jak przebiegała ewakuacja?
Policjant: Z każdym dniem zwiększała się liczba budynków przeznaczonych do ewakuacji, bo inspektorzy budowlani na bieżąco sprawdzali ich stan. Nadzór budowlany decydował, które budynki są bezpieczne, a które wymagają natychmiastowej ewakuacji. Pomagaliśmy ludziom wynosić najpotrzebniejsze rzeczy, żeby mogli jakoś funkcjonować. Wielu z nich było w szoku, nie wiedzieli, co ze sobą zabrać.
▪️Powiedziałeś, że zmieniały się wasze zadania. Jak to wyglądało w kolejnych dniach?
Policjant: Kiedy sytuacja z ewakuacją się ustabilizowała, nasze zadania zaczęły się zmieniać. Zaczęliśmy bardziej koncentrować się na ochronie mienia przed szabrownikami. Faktycznie była taka sytuacja, że nasi koledzy z innej jednostki złapali na gorącym uczynku dwóch sprawców, którzy korzystali z tego, że domy były puste po ewakuacji.
▪️Mówiłeś o bardzo dramatycznych odkryciach, na przykład o znalezieniu zwłok. Co się tam działo?
Policjant: Niestety, były przypadki, że mieszkańcy, pomimo ostrzeżeń, nie chcieli opuścić swoich domów. Jednym z najbardziej tragicznych wydarzeń było znalezienie ciała mężczyzny w jednym z budynków w Stroniu Śląskim. Mieszkańcy wskazywali nam domy, gdzie mogły być osoby, które nie zdążyły się ewakuować. Odnaleźliśmy też ciało najprawdopodobniej Niemca, który zginął w swoim pojeździe, porwanym przez wodę.
▪️Co najbardziej zapadło wam w pamięć?
Policjant: Jedną z takich chwil, która na długo zostanie w mojej pamięci, był pierwszy patrol po przyjeździe na miejsce. Siedzieliśmy w samochodzie i patrzyliśmy na zniszczone domy, ulice pełne błota, wraki aut. Nikt z nas przez godzinę się nie odezwał. To, co zobaczyliśmy, dosłownie odebrało nam mowę. Porównując to do naszych codziennych doświadczeń – wypadków, pożarów – to było coś zupełnie innego. Całe miasto wyglądało jak po katastrofie. Gęsia skórka i cisza. Tak to można opisać. My wróciliśmy po 1,5 tygodnia, 29 września. Sytuacja w tych rejonach się poprawia, ale zniszczenia są ogromne. Wiele rodzin straciło dorobek życia, a odbudowa infrastruktury potrwa miesiące.
Stronie Śląskie po powodzi to miasto, które jeszcze długo będzie walczyć o powrót do normalności. Policjanci, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej, wspominają to jako jedno z najbardziej wstrząsających doświadczeń w ich służbie.