Obiady tylko w stołówce. Kierownik MOPS w Wągrowcu zabrania zabierania ich do domów, bo jak twierdzi, nie wiadomo kto je zjada.
Publikacja artykułu na łamach Tygodnika Wągrowieckiego z dnia 31.01.2014 r. pod tytułem „Obiady tylko w stołówce, bo..rodzice zjadają je swoim dzieciom?” wywołała gorącą dyskusję w mieście. Mieszkańcy są zniesmaczeni wypowiedzią pani Ireny Woźniak, kierownika MOPS w Wągrowcu.
Wcześniej rodzice dzieci objętych dożywianiem przez MOPS mogli zabierać obiady do domu. Teraz to się zmieniło. Wszystko za sprawą kierowniczki MOPS Ireny Woźniak.
- Wcześniej rzeczywiście szliśmy na kompromisy i pozwalaliśmy na zabieranie obiadów do domu. Stwierdzam jednak, że nie mamy wówczas kontroli nad tym, kto tak naprawdę zjada obiad - stwierdziła w wypowiedzi dla Tygodnika Wągrowieckiego Irena Woźniak.
Rodzice twierdzą, że taka zmiana komplikuje im życie. Na przerwach brakuje czasu na zjedzenie posiłku, zdarza się też, że dzieci kończą zajęcia o godzinie 10:30, więc aby zjeść obiad w stołówce dziecko musi drugi raz przyjść do szkoły.
Po publikacji tego artykułu pragnę wyrazić swoje wielkie oburzenie. Dla mnie wypowiedź pani kierownik jest wysoce niestosowna. Dziwi mnie brak reakcji ze strony burmistrza na takie zachowanie. Opisana sytuacja pokazuje, że niektórzy podwładni burmistrza tworzą własne prawo.
Niepojętą sprawą jest, jak można pomówić w tak ohydny sposób najsłabszą i najbardziej bezbronną grupę ludzi. Robi się z nich wręcz przestępców. Tak! Przestępców, bo przez takie pomówienia Irena Woźniak daje do zrozumienia, że rodzice nie dbają o swoje dzieci wręcz znęcają się nad swymi pociechami głodząc je, a to już jest przestępstwo. I to wszystko bez żadnych, nawet najmniejszych dowodów. Pani kierownik stosuje odpowiedzialność zbiorową, mówiąc cyt.: ”nie mamy kontroli nad tym, kto tak naprawdę zjada obiad” takim stwierdzeniem stawia zarzuty pod adresem rodziców. Może lepiej obiady wyrzucić.
Nawet Orwell by lepiej tego nie wymyślił. Dalsza wypowiedź pani kierownik cyt.: „Uważam, że zawsze dziecko znajdzie czas na zjedzenie obiadu. Są przecież przerwy między lekcjami”.
Przerwy są, ale o ile pamiętam trwają 10 minut i jest tylko jedna duża 15 minutowa. Każdy kto był w wojsku wie, że żołnierz ma na zjedzenie posiłku pół godziny i drugie pół na poobiedni wypoczynek, a to są dorośli ludzie. Dzieciom natomiast daje się 10 minut lub mniej. Dziecko to nie pelikan, żeby łykało pożywienie w locie, ma prawo zjeść obiad spokojnie.
Proponuję mały eksperyment. Dajmy burmistrzowi Wilczyńskiemu 10 minut na dotarcie do stołówki, zjedzenie obiadu i powrót do Ratusza, pieszo bez samochodu.
Pokutuje u nas podejrzliwość rodem z PRL-u. Wtedy też każdy był o coś podejrzewany, brakowało zaufania. Czy po 25 latach transformacji nic się nie zmieniło? Sytuacja pokazuje, że w Wągrowcu chyba nic. A może cała ta akcja z poniżaniem rodziców ma na celu jedno, żeby zrezygnowali z tej pomocy?
Żyję już pół wieku na tej ziemi, niejedno już widziałem, ale z przerażeniem obserwuję, że ta karuzela absurdu i psychopatycznego obłędu nabiera coraz większej prędkości i energii. Jak na razie to absurd goni absurd, aż strach pomyśleć, co jeszcze zostanie wymyślone w ramach jakiejś pokrętnej kreatywności w upokarzaniu i uprzykrzaniu życia mieszkańcom Wągrowca.